"Poniedziałki są czerwone. Smutek ma pusty błękitny zapach. A muzyka może smakować czymkolwiek, od musu bananowego po siki nietoperza. Właśnie to muszę wam wyjaśnić, począwszy od dnia, kiedy wszystko się zaczęło - od dnia, kiedy obudziłem się w szpitalnym łóżku z kalejdoskopem w głowie.”
Tak zaczyna się debiut Nicoli Morgan „Poniedziałki są czerwone”. Natknęłam się na tę pozycję „zwiedzając” szpitalną bibliotekę i moja pierwsza myśl, gdy zobaczyłam okładkę, była: „O, pewnie książka o samobójcach”. Tak też wskazywała nazwa serii Amber „My nastolatki... na poważnie”. Nic bardziej mylnego. Książka ta bowiem opisuje coś, z czym, muszę przyznać, zderzyłam się po raz pierwszy – ze zjawiskiem syntezji.
Syntezja jest bowiem stanem, w którym „mieszają” się zmysły. Syntezyk czuje na przykład fakturę kolorów, smak dźwięków, albo słyszy barwy. Tego też doświadcza Luke, bohater książki, którą przyszło mi recenzować.
Historia rozpoczyna się w momencie, gdy Luke budzi się po zapaleniu opon mózgowych i od razu wkracza w świat syntezji. W jego podświadomość wkrada się Dreeg, dziwny stwór, który przybiera różne kształty, w zależności od tego, co myśli o nim Luke. Dreeg zmusza Luke'a do wykorzystywania mocy, jaką dostał – mocy materializacji swoich myśli. Pokazuje mu jak latać, jak tworzyć z brudnej sadzawki kryształowe jeziorko... Wystarczy, że Luke uwierzy w to, o czym myśli.
Na początku jest to świetna zabawa; poznawanie nowych doznań itd. Z czasem jednak Dreeg zaczyna manipulować Luke'iem, robić wszystko na swoją korzyść, zbliżając się do niebezpiecznej krawędzi; gdyby Luke w nią wpadł, nie byłoby z niej wyjścia.
Cała historia kojarzyła mi się z opisem przeżyć wewnętrznych ćpuna, którego kontroluje narkotyk. Z początku wydaje ci się, że masz to pod kontrolą i jest to jedynie zabawa, z czasem tracisz nad tym panowanie, a twój nałóg bierze w swoje ręce ster twojego życia. Podobnie właśnie było z Luke'iem i Dreeg'iem. I szczerze mówiąc, do dziś (mimo tego, że od przeczytania tej książki minął już jakiś czas) nie wiem, czy to nie był czasami właśnie nałóg – w końcu to nie do końca Dreeg odpowiadał za syntezję, a nawet powiedziałabym, że były to dwie różne rzeczy, które nałożyły się w jednym czasie.
Książka nie jest gruba, ale czyta się ją ciężko. Z jednej strony nie można się od niej oderwać, z drugiej ma się ochotę odłożyć. Autorka „męczy” nas ciężkimi metaforami, jakże pięknymi, ale trudnymi do pojęcia. Ktoś kto nie doświadcza syntezji może nie pojmować tych właśnie porównań. Na przykład tu, Luke napisał wiersz o dziewczynie jego marzeń:
„Jej skóra to cynamon w słońcu, ciepła jak świeże ciasto, jej włosy długie jak miód. Biegnie jak jutro, szepcze dzień obiecuje nigdy. Jej nieuchwytny dotyk jest miękki jak dym, głęboki jak oddech, śnie o jej smaku i czuje palcami dźwięk truskawek, w jej głowie jest cisza. Uśmiechając się płynie do mnie i boje się tylko, że jej nie ma.”
Może brzmieć pięknie, ale jakoś nie umiałabym sobie jej wyobrazić. Natomiast osoba, która ma syntezję widzi ją dokładnie. Podobno syntezji doświadczał pisarz Vladimir Nabokov, muzyk John Mayer, czy członek zespołu Editors – Chris Urbanowicz. Na ile to prawda, nie wie pewnie nikt poza tymi osobami, jednak syntezja wydaje się ciekawym doznaniem, a książka pani Morgan pozwala dokładnie poczuć to, co osoba nią naznaczona.
Całość oceniam wysoko, bo choć nie jest to jakaś wybitna lektura i choć, nie przeczę, były nudne fragmenty, spodobała mi się i pomogła wgłębić w nowy aspekt ludzkiego umysłu. Dlatego polecam tę książkę każdemu, kto chciałby poczuć coś innego; kto chciałby malować dźwiękami, grać smakami, czy smakować kolorów.
Autor: Nicola Morgan
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 173
Ocena: 5,5/6
O książce nie słyszałam , ale wydaje się być ciekawa.
OdpowiedzUsuńSuper recenzja. Napisana tak prawdziwie bez sztucznego przesadzania.
Cieszę się, że trafiłam na Waszego bloga.
Będę tu zaglądać częściej ^^
Nie mam pojęcia co to za książka i przyznam szczerze, że nigdy o niej nie słyszałam.
OdpowiedzUsuńRecenzja napisana ok. ;)
Raczej nie przeczytam , bo to nie mój klimat(No może kiedyś), ale fajnie, że recenzujecie różne książki, a nie tylko te TOP :P