19 gru 2011

Zanim dopadnie nas czas - Jennifer Egan

Gdy ktoś interesuje się książkami, prędzej czy później powinien wpaść na tę pozycję. W końcu to Pulitzer roku 2011. Książka, która powinna wnieść coś nowego, albo chociaż w nowej odsłonie pokazać coś, co nie będzie przewałkowanym, nic nie znaczącym, tematem. I tak w moje ręce wpadła książka Jennifer Egan „Zanim dopadnie nas czas”, książka o nieuniknionym upływie czasu. 

Powieść tę rozpoczyna rozdział o kleptomanii Sashy, asystentki Benniego Salazara, starego muzyka, dzisiejszego właściciela wytwórni płytowej. To właśnie te dwie osoby można nazwać ogniwami łączącymi każdą część książki. Raz pojawiają się jedynie w tle historii, raz na jej przodzie. Bo choć w teorii każdy rozdział to zupełnie inne opowiadanie, nie związane ze pozostałymi, to jednak po przeczytaniu Pulitzera tego roku w dziedzinie fikcja, można stwierdzić, że razem tworzą one jedną historię. 

Tak więc dryfujemy po książce od czasów, kiedy na topie były płyty analogowej, kiedy Bennie Salazar był słabym basistą, a jego koleżanka umawiała się z dorosłym rockmanem posiadającym czwórkę dzieci, przez pobyt Sashy w „wielkim świecie”, próby samobójcze jej kolegi, nałóg Benniego z płatkami złota na impotencję, przygody PRowca z generałem-ludobójcą i podupadłą aktoreczką, po czasy, gdy wszyscy ściągają już muzykę z internetu i wytórnie płytowe muszą wymyślać nowe chwyty na to, by zarobić. 

Można stwierdzić, że w książce są szablonowe postaci i sytuacje. I może w pewnym sensie tak jest, jednak to, co zrobiła z nimi Jennifer Egan spowodowało, że wydawały się jednocześnie bardzo realistyczne, ale też wyjątkowe. Nie były to bezbarwne Mary Sue, a życiowi i ciekawi bohaterowie w różnorodnych sytuacjach. To zdecydowany plus książki. I fakt, że nie tylko dowiadujemy się co było przed daną sytuacją, a także co wydarzyło się później, by mieć ogląd na to, jak właśnie zmienia się życie wraz z upływem czasu. Przemiany wewnętrzne, zewnętrzne, porzucone ideologie, bolesna prawda o przemijaniu. Wszystko to jest tu zawarte, bez oceniania. Egan jedynie spisuje fakty, jest narratorem obserwatorem, który nie ma zamiaru wypominać błędów bohaterów – czytelnik sam powinien je sobie uświadomić. 

Powieść ta jednak nie na samych plusach się opiera. Chaos. To dobre określenie na tę książkę. Mnóstwo bohaterów, pierwszo- czy drugoplanowych, o których trzeba pamiętać. Skoki w czasie – każdy rozdział umieszczony jest w innej przestrzeni czasowej, a czytelnik sam musi się domyślić, kiedy dzieje się dana akcja. Różnie prowadzona konstrukcja książki – choć to może jednak nie jest minusem. Dzięki temu czytelnik nie nudzi się, nie mniej jednak pewnie zaskakuje go to. Raz rozdział prowadzony w trzeciej osobie, raz pierwszej, a czasem nawet w drugiej. Najbardziej jednak pewnie szokujące jest przedstawienie jednego rozdziału w formie wykresów z Power Pointa. 

Można więc stwierdzić, że niekonwencjonalny sposób zapisu książki jest zarówno jej mocną i słabą stroną. Czy więc polecam tę książkę? Chyba tak, gdyż dobrze obrazuje przemijanie czasu, czego pewną metaforą jest świat muzyczny, poczynający od winylów, a kończący na mp3. Jednak w pewnym sensie zawiodłam się na niej, być może oczekiwałam czegoś lepszego. Choć powieść Egan jest dobra, suma sumarum nie wnosi nic nowego. Mimo wszystko książka ta co mądrzejszym osobom mówi, by cieszyli się chwilą, ponieważ życie to zbiór wydarzeń - raz lepszych, raz gorszych.

recenzja napisana na j.polski

Tytuł: Zanim dopadnie nas czas
Autor: Jennifer Egan
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 360
Ocena: 4/6


1 komentarz:

  1. Książka wydaje się ciekawa chociaż wolałbym ciągłą historie:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń