Przez to, że mieszkam w takiej dziurze, z której nawet wrony zawracają jadąc do „dużego” miasta, muszę się zdać na autobusy. I to właśnie złośliwemu rozkładowi jazdy, który jest ułożony tak, że aby dojechać na czas na kurs prawa jazdy muszę być w Nowym Sączu co najmniej godzinę wcześniej, możecie podziękować za tę recenzję, ponieważ z braku lepszego zajęcia zabijam ten czas buszując po księgarniach. Muszę się przyznać, że gdyby nie to, że zdążyłam podczas wcześniejszych wyjazdów przejrzeć już wszystkie propozycje fantasy, to nie sięgnęłabym po „Zimę Mej Duszy”. Z czystej nudy stwierdziłam, że nie zaszkodzi przeczytać opisu. Cóż... muszę powiedzieć, że to on sprawił, że na mojej buzi pojawił się nieco szatański uśmiech, ponieważ książka – której akcja umieszczona jest w alternatywnym świecie – opowiada o mesjaszu. Niestety, Hedaard stwierdził, że woli nie umierać śmiercią męczeńską, aby inni mogli grzeszyć; sam woli pogrzeszyć.